Nowa Zelandia na winiarskiej mapie pojawiła się stosunkowo niedawno. Tempo wzrostu jej popularności jest jednak imponujące. Za tym zjawiskiem stoi głównie szczep Sauvignon Blanc, którego ultraaromatyczne i rozbrajająco przyjazne wina pokochali smakosze z całego świata. Zyskały kolosalną, właściwie balansująca na granicy przesytu, sławę. Taki bieg wydarzeń pociągnął za sobą szczęśliwe dodatkowe konsekwencje, tworząc winiarzom przestrzeń do eksperymentów z innymi stylami wina oraz odmianami winogron.
Myśląc o tym, kochającym zakrętki, kraju a szczególnie o jego czerwonych winach, dojść można do pochopnego wniosku że szczyt jego możliwości to delikatne Pinot Noir. Przez morze krzykliwego wina produkowanego w wiodącym regionie – Marlborough, trudno przebić się mniej popularnej, północnej wyspie. Drzemie tam jednak wielki potencjał na tworzenie znakomitych, eleganckich i długowiecznych win, które swoją jakością konkurować mogą z najlepszymi etykietami Starego Świata. Śpieszę więc przybliżyć Wam tę krainę i biorę tym samym pod lupę mały lecz niezwykle intrygujący jej fragment.
Gimblett Gravels jest nazwą zastrzeżoną dla win z owoców winorośli rosnących w niewielkiej części regionu Hawke’s Bay, na wschodnim wybrzeżu północnej wyspy. Historycznie było to miejsce, gdzie z wielkim sukcesem hodowano owce. Stada pod okiem Johna Gimbletta dorastały wyjątkowo wcześnie, dlatego samo miejsce zawdzięcza nazwę właśnie jemu.
Pierwsze nasadzenia pojawiły się tam w 1981 roku, jednak dopiero początek XXI wieku przyniósł gwałtowny rozwój. Do 1991 roku było tam bowiem zaledwie 20 hektarów winorośli. W tej chwili areał rozciąga się na ponad 800 hektarach. Bliskość zatoki, zapewniająca obecność bryzy, kreuje morski, umiarkowany klimat regionu. Charakterystykę tego miejsca określa jednak nie jego klimat a specyficzna gleba, która dała mu nie tylko drugi człon nazwy ale również sławę najlepszego źródła czerwonych win w całym kraju.
W 2001 roku, zrzeszenie winiarzy działające na tym terenie, zainspirowane precyzyjnym, francuskim podejściem do terroir, zapragnęło wyodrębnić wyjątkową jakość i charakterystykę swoich win. Ich założenia przypominają specyfikację apelacyjną, sami jednak nazywają swoją organizację brandem, którym podpisać może się każdy producent wykorzystujący unikalny typ gleby tego regionu.
Sama nazwa Gimblett Gravels Wine Growing District odnosi się bowiem do żwiru (Gravel). Jego napływowe złoże składa się z ciemnego szarogłazu (greywacke) uformowanego przez rzekę Ngaruroro, której ujście stanowi pobliska zatoka Hawke (Hawke’s Bay). Podłożem winnic jest w zasadzie dawne dno rzeki, która w wyniku powodzi, zmieniła swój bieg odkrywając pozornie bezużyteczne parcele. Luźna struktura gleby sprawia, że doskonale przepuszcza ona nadmiar wody, zmuszając tym samym rośliny do głębokiej penetracji gruntu. Kamienie na powierzchni pomagają zaś utrzymać ciepło promieni słonecznych, którego winorośla szczególnie potrzebują w tym dość chłodnym klimacie.
Podobne zjawisko zaobserwować można np. w południowej dolinie Rodanu (Chateauneuf-du-Pape). Warunki są zatem doskonale zbalansowane i pozwalają na osiągnięcie optymalnej dojrzałości winogron. Nizinny krajobraz winnic zdominowany jest przez winorośla czerwonych odmian. Największe sukcesy odnoszą tutaj odmiany bordoskie (Cabernet Sauvignon, Merlot i Cabernet Franc) oraz wschodząca gwiazda identyfikowana w tych stronach swoim francuskim, a nie australijskim imieniem – Syrah. Białe winogrona reprezentują jedynie 10% areału a ich trzon stanowi Chardonnay. To jednak czerwonym winom przypada szeroka możliwość rozsławiania tych ziem. Mają one bowiem potencjał do pokazania pełnego ciała, soczystych tanin, fantastycznie dojrzałego owocu, ziemistej mineralności a, przy umiejętnym użyciu beczki, również szlachetnego, przyprawowego tła. Wina o takiej strukturze mają świetny potencjał dojrzewania, jeśli tylko ktoś potrafi oprzeć się nieustannie szepczącej pokusie wypicia ich za młodu.
Kilku producentów regionu pokazuje świetną jakość, co potwierdzają wysokie noty międzynarodowych krytyków. Jednym z nich jest Craggy Range, który dysponuje sporym, 100 hektarowym areałem w samym sercu Gimblett Gravels. Rodzinna firma, która jest częścią prestiżowej grupy Family of Twelve gdzie, obok m.in Kumeu River czy Felton Road, winiarze dzielący pasję do produkcji jakościowych win, wspierają się merytorycznie i marketingowo. Bezsprzecznie, kluczem do sukcesu rodziny Peabody jest skupienie się na możliwościach pojedynczych winnic. Każda z nich ma bowiem swój mikroklimat i wyjątkowo reaguje na konkretne szczepy. Jedna z dwóch winiarni producenta – Giants Winery jest dedykowana specjalnej etykiecie “Sophia”, którą z dumą prezentowana jest jako sztandarowy element selekcji. Nie odmówię sobie przyjemności skosztowania tego wyjątkowego wina i postaram się przenieść na papier doznania z tego płynące.
Craggy Range “Sophia” 2014 to wino oparte o kupaż trzech szczepów: Merlot (61%), Cabernet Sauvignon (20%) i Cabernet Franc (19%). Dojrzewało przez 19 miesięcy w beczkach z francuskiego dębu, z których 40% użyto po raz pierwszy. Jego barwa jest wciąż silna i prezentuje głęboki rubin, blednąc na rantach w stronę granatu. W intensywnym zapachu znajduję czarne jeżyny, kompot śliwkowy, ciemną wiśnię, mokry tytoń, wyprawioną skórę i słodki cynamon. Przychodzą one warstwami, niespiesznie, zmieniając się miejscami i dając się odkryć najlepiej podczas cierpliwej degustacji. W ustach wino jest pełne, intensywnie owocowe, wypełnione po brzegi wygładzoną taniną i spięte energiczną kwasowością. Alkohol daje o sobie znać w finiszu niosąc echo smaku na długo po przełknięciu. Intrygująca złożoność i świetna równowaga sprawia, że zapomina się na chwile, że wino powstało w Nowym Świecie. Dojrzałość owocu wypada dokładnie w punkt, zostawiając miejsce na kwasowość i elegancką beczkę. Naprawdę jest się czym chwalić! Wydaje mi się, że jest blisko swojego punktu szczytowej jakości. Taniny są miękkie i zaokrąglone. Świetnie wtapiają się czekoladową słodyczą w głębię aksamitnego owocu. Warto spróbować je przed i po dekantacji w porządnym, pojemny kieliszku. U boku takiego wina marzy mi się gotowany godzinami policzek wołowy w bogatym, ciemnym sosie z dodatkiem korzennych przypraw. Mniej cierpliwym posłuży równie dobrze z krwistym stekiem doprawionym dużą ilością grubo zmielonego pieprzu. Na tym oczywiście nie kończy się jego potencjał łączenia z jedzeniem. Ważne, żeby na talerzu znalazło się coś ze zwartą strukturą, pełnią smaku i przyprawami.
Nowa Zelandia to nie tylko Sauvignon! Świetne czerwone wina z Gimblett Gravels konsekwentnie pokazują coraz lepszą jakość. Jest to na pewno odzwierciedlenie korzystnego terroir ale nie należy zapominać o ogromnym zaangażowaniu winiarzy, którym zależy bardziej na wysokiej jakości niż szybkim zysku. Warto włączyć to miejsce do szlaku winiarskich podróży i odwiedzić je choćby przez kontakt z wyjątkowymi winami. Odpłacą one hojnie za taką ciekawość.